sobota, 30 czerwca 2012

Uwolnić emocje.

   Mam nowy rower - tego nie wiecie, ale mam. Jest cudowny. Moja mama mówi, że kolor ramy jest dopasowany do koloru moich włosów i, że pasujemy do siebie. Oczywiście potraktowałam to, jako komplement, bo jakże inaczej i właściwie byłam pewna, że moja dameczka z wiklinowym koszyczkiem jest najcudowniejszą rzeczą, jaką do tej pory posiadałam. Trwałam przy tym przekonaniu, dopóki moim oczom nie ukazała się rysa na ramie. Szczerze się zawiodłam, to świadczyło o tym, że do idealności ciut brakuje. Ale dobra, rower akceptowałam wciąż, bo to tylko rysa. Sama nie jestem idealna - mam na ciele blizny, to prawie to samo. Później zaczęło mi coś klekotać, no i był kapeć. Potem coś się połamało i był chwilowo nieosiągalny i nie, nie płakałam z tego powodu - śmiałam się. To było jedynie śmiechu warte - miałam go TYLKO tydzień.
   Rozczarowana i wkurzona tym, jakiego grata pozwoliłam sobie kupić, długo na nim nie jeździłam. Jednak nie posiadam żadnego sposobu na rozładowanie emocji, uspokojenie się, a niekiedy jest mi to bardzo potrzebne. Kiedyś miałam jeden z najgorszych dni, taki wiecie, że tylko usiąść i płakać. Łatwo jest się doprowadzić do takiego stanu i trzeba umieć z niego równie łatwo wyjść. Przypomniałam sobie wtedy o moim rowerze i postanowiłam się na nim przejechać. Nie wiem czego potraktowałam to jako mój bunt na cały świat. Że niby wyjadę stąd i nie wrócę, coś takiego. Wsiadałam na niego, nawet nie wyobrażacie sobie ile przekleństw wtedy wypowiedziałam, bo się noga pośliznęła, bo mało co nie wjechałam w swój płot(umiem jeździć, nie myślcie sobie, że nie XD) byłam jedną wielka bombą, cała w nerwach. Nałożyłam sobie słuchawki na uszy i odpalałam muzykę. Wiem, tego się nie robi podczas jazdy na rowerze, ale wtedy o tym nie myślałam. Po prostu płynęłam z falą, albo z muzyką. Uśmiechałam się, do siebie, trochę do ludzi. I czas minął. Czułam ulgę, wysunęłam kilka wniosków na temat swojego życia i kupiłam kilka czekolad w Tesco. Nie było mnie pół dnia. Rower zaprowadziłam na swoje miejsce, tym razem nie szarpałam stopki, bo znowu zyskał u mnie uznanie. Położyłam się spać uśmiechnięta, trochę wypoczęta, zupełnie o wszystkim zapomniałam. I wiecie co? Damka jest fantastyczna.



środa, 27 czerwca 2012

Ofiara czasu.

   Chciałam na początek postu wkleić rysunek, przedstawiający ogromną, uśmiechniętą buźkę, ale jednak mój stan duchowy na to nie pozwolił :( Wiem, w tym momencie pogrzebałam wszystkie nadzieje dotyczące ciekawej notki. Zdaje sobie sprawę, ze nikt nie lubi smutnych ludzi. Sama ich nie lubię. Są nudni jak flaki z olejem, ciągle powtarzają jak jest im ciężko i że życie jest beznadziejne. Nie robią nic by to zmienić. Są flegmatyczni i zarażają innych ta swoją "smutnością". Zwykle są to ludzie nieszczęśliwie zakochani lub mający poważne problemy w życiu. Ja nie ciepię ani na miłość (dzięki Bogu!), ani nie mam poważnych problemów. Więc zatem, o co chodzi?
   Wiecie, że życie nigdy nie jest takie same, ciągle coś się w nas zmienia. Nie jesteśmy w stanie zatrzymać tego tak jak jest, choćbyśmy tego bardzo chcieli. Wszystko za sprawą czasu powoli wygasa, aż niknie całkowicie. A ty człowieku nie wiesz co ze sobą zrobić. Jesteś zupełni bezradny i patrzysz jak się wszystko wali, a innym układa. Nie wiesz od czego zacząć, by wrócić do normalności, ewentualnie pozwolić sobie na zmiany. Mam dopiero siedemnaście lat, a martwię się drobnostkami, jakbym była wieku mojej babci ("Boże, jak ja dam sobie rade BEZ CUKRU?!" - przykład jej problemu). Wiem, ze życie jest za krótkie na zmartwienia, dlatego podejmuje kroki na odbudowę swojej zbesztanej psychiki i z wysoko podniesioną głową, zapowiadam, że w końcu uśmiech będzie. 
   Co ciekawe, od kiedy mam bloga, sprawiacie, że mój uśmiech jest częściej, także dziękuję i liczę na dalsze wspieranie ;) Od razu mówię, nie podpisałam rysunków, bo zapomniałam - daje słowo. Miłego dnia!
Skaner zjadł literkę "g" -.- Nie pierwszy raz się to zdarzyło!









   

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Terapia kofeinowa.

   Mam takie postanowienie, że w robocze dni nie będę piła kawy. Moja filiżanka kawy, składa się z połowy(czasami zdarza się, że z całej czubatej, jak mi się dobrze ręka zatelepie)łyżeczki rozpuszczalnej, zalana do połowy wodą, zaś drugą mlekiem. I wyobraźcie sobie, że po czymś takim nie mogę przespać nocy. Toż to nawet mocy żadnej nie ma. A jednak... Nigdy nie miałam problemu z zaburzeniem snu, zawsze zasypiam w minutę. Jednak zapach kawy ma na mnie niezwykle hipnotyzujące działanie, po czym skutek jest taki, że na drugi dzień jestem żywym trupem. Jeżeli czerwone oczy z sińcami i niewypoczęta cerą, można nazwać nie inaczej. Czy o to właśnie w tym chodzi? W taki sposób kawa uzależnia? Pierwszego dnia, zwykły, dobry człowiek wypije najpyszniejszą i ulubioną kawę jako niewinną zachciankę, a drugiego z przymus - dla pobudzenia. O nie, nie, nie. Nie mam zamiaru być niewolnikiem kofeiny. Kawa tylko w weekend. W weekend przeciętny młody człowiek nie śpi, a zwłaszcza ja, więc nie wpłynie to w żaden sposób na mój tryb życia. Także, kawusiu, do piątku!
    Chciałam jeszcze podziękować za miłe komentarze. Niby nic, a tak cieszy oko, że szok ;) Miło, że komuś podoba się to, co lubię robić.
Wiem, że to kompletny niewypał. Rysunek stary jak świat. Moja mama krótko powiedziała, że nie widać, że dziewczyna jest odwrócona(to wina jej braku wyobraźni). Ale sentyment jest ogromny.
Kiss.

niedziela, 24 czerwca 2012

Milusi dzień.

   Wakacje się zbliżają, za moim oknem wiśnia przybiera barwę prawdziwej czerwieni, a słoneczko jest tak piękne, że nie dziwie się, iż każdy stara się choć trochę zaczerpnąć ciepłych promieni. A ja? Ja nie lubię niedziel. Jem litrowe lody, zupełnie nieświadoma tego jak jest gorąco na zewnątrz. Myślę o wszystkim i o niczym. Wszystko wydaje się takie bezsensowne. Strasznie nudnie, nie ciekawe, samotnie. Dlaczego przyszłości nie możemy sami sobie zaplanować? Nie tak to powinno wyglądać.
   Przedstawiam wam dwie prace, które były wykonane w nerwówce, co można łatwo zauważyć po nieudanych kreskach, nie dopracowanych i zapomnianych szczegółach. Nie będę je wymieniać, bo to może być dla mnie zbyt kompromitujące.

Miłego dnia! 



sobota, 23 czerwca 2012

Po cichu.


   Powinniście być świadomi, że właśnie rozpoczął się nowy etap w moim życiu. Będziecie świadkami dalszych moich upadków, potknięć i tego typu moich poczynań. Jednak, mam nadzieję, że są ludzie na tym wielkim świecie, którzy pocieszą, że siniaków nie będzie, albo chociaż zwykłe "będzie dobrze" powie. Jestem słaba emocjonalnie, moje kroki ciągle się chwieją. Jednak jako tako daje sobie rade, stoję w pionie i nadal szukam czegoś przy czym będę stać całkowicie pewnie, przy czym nie będę czuła się bezwartościowa, a jedynie doda mi właściwego koloru w moim życiu. 
   Jestem nastolatką, robię to co chcę robić - może trochę nieudolnie, ale bardzo zachłannie. Interesuje się modą, rysowaniem, więc postanowiłam przedstawiać wam to, co robię kiedy mam ochotę wyłączyć się od świata. Tadaaaam: 



Pozdrawiam!
XOXO